Nikt w Tychach nie spodziewał się zakończenia sezonu I ligi spadkiem piłkarzy GKS. Szczególnie, że na ukończeniu jest budowa Stadionu Miejskiego. Wpływ na ostateczny dramat miała nie tylko runda wiosenna.
W sezonie 2014/15 GKS Tychy prowadziło czterech szkoleniowców – Przemysław Cecherz, duet Tomasz Wolak-Damian Galeja oraz Tomasz Hajto. Cała wina za końcowy rezultat spadła jednak na tego ostatniego, który miał najlepsze warunki do pracy w Tychach.
Pod wodzą Przemysława Cecherza tyszanie rozpoczęli sezon w niezłym stylu. GKS w pierwszych pięciu kolejkach trzykrotnie zremisował i odnotował po jednej porażce i zwycięstwie. Choć kibice na pewno spodziewali się więcej po swoim zespole, to ten rezultat nie był zły.
Jednak im dłużej trwał sezon, tym sytuacja piłkarzy GKS stawała się coraz trudniejsza. Strefa spadkowa doprowadziła do zmiany trenera, a Przemysława Cecherza zastąpił duet Tomasz Wolak-Damian Galeja. Nie poczynił on postępu punktowego, bowiem w pięciu meczach tyszanie zdobyli tylko trzy punkty, ale widoczny krok w przód był w grze zespołu. Chaotyczne wybijanie piłki na osamotnionego Macieja Kowalczyka zastąpiono krótkimi wymianami, długim utrzymywaniem się przy futbolówce i częstsza gra skrzydłami. To jednak nie przekonało działaczy, a GKS rundę jesienną (włączając dwa mecze awansem z wiosny) dało zaledwie 15 punktów i trzecie miejsce od końca.
To zmusiło włodarzy spółki Tyski Sport S.A. do zatrudnienia trenera „z prawdziwego zdarzenia”, takiego który odmieni szatnię, nada jej charyzmy i charakteru. Wybór padł na Tomasza Hajtę, wielokrotnego reprezentanta Polski, byłego zawodnika m.in. Schalke 04 Gelsenkirchen.
Wraz z „Giannim” przybył Marcin Adamski – nowy dyrektor sportowy, a także grono zawodników. Tychy, którzy rzekomo „nie nadawali się do gry w golfa” zastąpili m.in. Sebastian Przyrowski – były reprezentant Polski, Łukasz Grzeszczyk – rozgrywający notujący sporo asyst i Jakub Bąk – wypożyczony z Pogoni Szczecin. Nawet oni nie spełnili oczekiwań, a w rundzie wiosennej zdobyli… 13 punktów!
GKS Tychy zyskał mocno, ale tylko medialnie. Sportowo bowiem stracił niemal wszystko, a najbardziej pokrzywdzeni zostali kibice, którzy przez cztery lata na banicji w Jaworznie dzielnie wspierali swój zespół. Teraz, kiedy otwierany będzie nowy stadion, będzie im dane chodzić na mecze drugiej ligi.
Patrząc na poczynania zawodników na boisku można było odnieść wrażenie, że nie wszystkim zawodnikom zależało na utrzymaniu GKS Tychy w I lidze. Wychowankowie z Mateuszem Grzybkiem na czele starali się, często za dwóch i często „za bardzo”.
Doświadczeni Marcin Radzewicz i wspomniany Kowalczyk zostawiali mnóstwo zdrowia, Mateusz Mączyński, Marcel Wawrzynkiewicz i Damian Szczęsny harowali na całej długości boiska. To jednak było zbyt mało, by tyszanie wywalczyli utrzymanie.
Zawiodły transfery, o czym wspomniał Tomasz Hajto. – Zawiedziony jestem również transferami, które przeprowadziłem. Liczyłem na niektórych chłopaków, ale się przeliczyłem – mówił po starciu z Dolcanem Ząbki. Na pewno dużo więcej spodziewano się po Grzeszczyku, Bąku, Tomaszu Porębskim czy Sebastianie Janiku. Trzech ostatnich w klubie już nie ma, podobnie jak Sebastiana Przyrowskiego.
Po sezonie 2014/15 jedno jest pewne – GKS Tychy potrzebuje odbudowy, by jak najszybciej wrócić na zaplecze T-Mobile Ekstraklasy, a następnie włączyć się do walki o najwyższy poziom rozgrywkowy.